Blog

Dlaczego wybrałem Microsoft 365

Źródło: Obraz Gerd AltmannPixabay

TL;DR: Nie chcesz czytać całego tekstu, zapraszam do podsumowania.

Potrzeba płatnego pakietu 

Kiedy zdecydowałem się założyć firmę, wiedziałem o  tym, że będę potrzebował jakiegoś pakietu z  narzędziami do obsługi biura. Skąd to wiedziałem — chodzi o  polskie prawo. Kiedy kontaktuję się ze swoimi klientami, to zbieram ich dane osobowe, niezależnie od tego, czy są to przedsiębiorcy, czy ich pracownicy, to i  tak potrzebuje być pewnym, że  ich dane nie wyciekną, że  nie zostaną wykorzystane w  nieodpowiedni sposób. Taka to jest moja odpowiedzialność. Używanie darmowych rozwiązań jest o  tyle niebezpieczne, że nigdy nie mam pewności, gdzie powędrują zbierane przeze mnie informacje — czy wyjdą poza strefę UE. W  związku z tym rozpocząłem przegląd dostępnych rozwiązań w  Internecie. Postanowiłem skupić się na dostawcach najszerszej oferty w ramach jednej licencji, czyli na gigantach Internetu: Microsoft i  Google. Każda z  tych firm specjalizuje się w  troszkę innym obszarze. Microsoft bardziej stawia na rozwiązania dostępne z komputera, Google mocno idzie w  świat mobilny. 

Moje kryteria 

Przed dokonaniem wyboru ustaliłem sam ze sobą jakich funkcjonalności potrzebuję, a  z  czego mogę ewentualnie zrezygnować. 

Najważniejsze dla mnie jest bezpieczeństwo danych. Tutaj mam na myśli gwarancję, że  moje dane nie wyciekną (chociaż takiej gwarancji nigdy nie ma, jednak można zminimalizować ryzyko), również gwarancję dostępu do danych w  każdej sytuacji, nawet offline. Kolejnym aspektem, bardzo ważnym, jest łatwość wykonania backupu danych. Zależało mi również na tym, abym miał dostęp do automatyzacji. Idealnie, bym mógł takie automatyzacje “wyklikać” w  prosty i  szybki sposób. Przez to, że pracuję w  ruchu, potrzebuje dostępu do narzędzi mobilnych. 

Czytaj dalej…

Dwie książki, które zmieniły mój sposób patrzenia na biznes

dwie-ksiazki-ktore-zmienily-moj-sposob- patrzenia-na-biznes
Źródło: https://pl.freepik.com/

TL;DR: Linki do książek w podsumowaniu.

Lubię czytać książki. Czytam ich kilkanaście rocznie. Czytanie książek jest ważną częścią mojego życia. Ostatnio dużo czasu spędzam nad książkami biznesowymi czy poradnikowymi. Dziś chcę opowiedzieć o dwóch, które zmieniły mój sposób patrzenia na biznes. Pierwsza z nich to “4-godzinny tydzień pracy” Timothy’ego Ferrissa, a druga to “Mit przedsiębiorczości, dlaczego większość małych firm upada i jak temu zaradzić” Michaela E. Gerbera.

Idąc na studia wiedziałem, że kiedyś będę przedsiębiorcą. Jednak przykład przedsiębiorców wokół mnie sprawił, że wybrałem bezpieczniejszą drogę programisty w korporacji. Właściciele firm, których znałem, pracowali po 10 i więcej godzin dziennie. Wolałem spokojniejszy tryb od 8 do 16, zwłaszcza że założyłem już rodzinę. Jednak marzenie o byciu biznesmenem dalej tliło się gdzieś w moim sercu.

Czytaj dalej…

Oszczędź pół etatu, czyli jak stworzyć proces biznesowy w 6 krokach plus automatyzacja

TLDR: przejdź do podsumowania.

To gdzie ukrył się ten proces?

Pewnego dnia zadzwonił do mnie szef firmy X z prośbą o wsparcie. Jego przedsiębiorstwo zajmuje się wynajmem specjalistycznego sprzętu budowlanego. Lista urządzeń na wynajem była na tyle długa, że ów szef przestał orientować się w asortymencie. Ilość czasu, jaką spędzał z pracownikami na dobieraniu narzędzi pod oczekiwania klienta, tylko się wydłużała. Jednak nie to było najgorsze. Czasami zdarzało się, że klient dostawał potwierdzenie rezerwacji sprzętu, którego później nie mógł otrzymać, bo na przykład rezerwacje się dublowały. Moim zadaniem było zaproponowanie lub napisanie narzędzia IT automatyzującego proces podejmowania decyzji. Kilka kliknięć i wynik miał być gotowy.

Podczas rozmowy zapytałem, jak wygląda proces biznesowy składania zamówienia. Nie byłem zaskoczony, gdy okazało się, że takiego procesu „nie ma”. Naszą rozmowę zakończyliśmy umówieniem spotkania, aby ten proces zbudować.

Czytaj dalej…

O procesach biznesowych w 5 minut

TLDR: przejdź do podsumowania.

“W mojej firmie nie ma procesów”

Często, gdy rozmawiam z przedsiębiorcami i pytam się ich o procesy, to słyszę odpowiedź: „ja nie mam żadnych procesów” lub „działam z dnia na dzień, nie mam żadnego procesu”. Jak mantra powtarzane zdania. Natomiast wystarczy popatrzeć na ekspres do kawy, żeby zauważyć przynajmniej jeden z procesów.

Przypadek jednego przedsiębiorcy

U jednej z takich firm zawitałem na dłużej. Pierwszy temat – obsługa sprzedaży. Firma miała wielu klientów, kilkadziesiąt produktów i jeszcze więcej kombinacji. Nowy klient, stary klient, na raz, na dłużej, taki sprzęt, siaki produkt. W gąszczu zależności odnajdował się chyba tylko właściciel. Usiedliśmy razem i zrobiliśmy pierwszy krok – spisaliśmy każdą czynność od podniesienia słuchawki do wystawienia faktury. Oj, działo się, działo. W bólach i wielkim trudzie powstała pierwsza lista działań. Pierwszy proces biznesowy! I to nie byle jaki, bo sprzedażowy. Oczywiście rozmowę telefoniczną, jako punkt rozpoczęcia procesu, można dowolnie zamienić na otrzymanie wiadomości e-mail czy rozmowę twarzą w twarz. Jak się rozpoczynał ten proces, miało mniejsze znaczenie – ważne było to, że każdy pracownik wiedział, co ma robić i jaki efekt jest oczekiwany.

Czytaj dalej…